Młodzi przy fortepianie


Chwilę po koncercie zapytaliśmy młodą pianistkę o rozwój jej drogi artystycznej.
M.G.: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z muzyką? Wiadomo, że w wieku 6 lat trafiłaś do ogniska muzycznego w Słupski, skąd pochodzisz. Kto Cię do tego nakłonił?
E.B.: Myślę, że wszystko zawdzięczam mojej starszej siostrze, a ona zawdzięcza to moim rodzicom, głównie tacie. To on grał amatorsko na fortepianie i posłał moją siostrę do ogniska muzycznego. Ja chciałam robić wszystko co ona, ona zawsze mi imponowała, więc też po czasie tam trafiłam. Mieliśmy w domu pianino, więc jego brzmienie było mi bliskie na co dzień.
M.G.: I co było dalej?
E.B.: Chodziłam przez rok do ogniska muzycznego i później zrodził się pomysł o szkole muzycznej.
M.G.: No tak, jednak kierunek Twojej kariery nie był do końca sprecyzowany, gdyż wybrałaś III LO w Gdyni, klasę o profilu matematyczno-fizycznym.
E.B.: Zawsze się trochę bałam, że z muzyką nie do końca wszystko wyjdzie. Zawsze mi się też wydawało, iż żeby dobrze grać muzykę trzeba być wykształconą osobą także w innych dziedzinach nauki. Stwierdziłam, że jeśli uda mi się połączyć jedno z drugim, to będę uczyła się w liceum ogólnokształcącym i jednocześnie kontynuowała naukę gry na fortepianie. Ostatecznego wyboru dokonałam dopiero idąc na studia.
M.G.: Wracając do czasów szkoły średniej, chodziłaś do liceum ogólnokształcącego, a po lekcjach do szkoły muzycznej. Czy trudno było pogodzić świat nauki i świat muzyki?
E.B.: Wszystko można połączyć. Ważne było też to, że szkoła muzyczna była realizowana w indywidualnym toku. Na zajęcia do Słupska jeździłam tylko w weekendy, w tygodniu wieczorami ćwiczyłam grę. Robiłam wszystko zgodnie z swoim tempem, nikt mnie nie kontrolował, nikt mnie nie rozliczał.
M.G.: Nikt nie rozliczał, jednak przygotowana na lekcję musiałaś być?
E.B.: Wtedy człowiek uczy się bardzo szybko robić dużo w krótkim czasie. Uczy się także samodyscypliny. Moje życie wówczas wyglądało tak, że przez 5 dni w tygodniu mieszkałam w Gdyni, a co tydzień przyjeżdżałam do Słupska na te zajęcia i tak w kółko.
M.G.: A miałaś czas na jakieś życie prywatne, byłaś przecież nastolatką?
E.B.: Mieszkałam na stancji ze swoimi koleżankami. To sprawiało, że życie rozrywkowe przychodziło do mnie do domu. Wszystko da się połączyć.
M.G. A jak trafiłaś do Bydgoszczy?
E.B.: Do Bydgoszczy przyciągnęła mnie pani profesor Katarzyna Popowa-Zydroń. Już na pierwszym roku chciałam być studentką pani profesor.
M. G.: Kiedy po raz pierwszy poznałaś panią profesor?
E.B.: Panią profesor znam od czasów 2. klasy podstawówki. Szczęśliwie się złożyło, że moja nauczycielka ze szkoły muzycznej studiowała kiedyś u pani profesor Popowej i kontakt był ułatwiony. Jeszcze dodatkowo co roku w Słupsku organizowane były we wrześniu kursy (teraz niestety już nie ma na to pieniędzy) z udziałem m.in. pni profesor Popowej. Dzięki nim także miałam okazję poznać panią profesor. Rok w rok jeździłam także na konsultacje muzyczne do pani profesor, najpierw do Gdańska, później do Bydgoszczy. Trwało to, aż postanowiłam pójść na studia muzyczne. Pani profesor powiedziała mi wtedy, że przyjmują nowego wykładowcę do Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Był nim włoski pianista, laureat Konkursu Chopinowskiego- Alberto Nose. Mówiła mi wtedy, że nauka z nim może być bardzo ciekawa. I tak się stało, że pierwszy rok studiowałam u tego włoskiego muzyka. Później tak się jednak złożyło, że pan Alberto Nose musiał wyjechać z Polski i ostatecznie trafiłam z powrotem do mojej pani profesor Katarzyny Popowej-Zydroń. Jednak z tamtych zajęć wiele wyniosłam, to było zupełnie inne podejście do nauczania, niż stosowali polscy profesorowie. Przede wszystkim stosuje się mniejszy dystans pomiędzy uczniem a nauczyciele, na co innego kładziony jest nacisk, trochę inne spojrzenie na nauczanie niż w polskiej szkole.
M.G.: Brałaś udział w konkursach pianistycznych zarówno regionalnych, jak i krajowych i międzynarodowych. Które z otrzymanych wyróżnień i nagród są dla Ciebie najcenniejsze?
E.B.: Mimo wszystko za najważniejszy sukces uznaję ten ostatni, który miał miejsce w listopadzie 2012 r. Był to Ogólnopolski Konkurs Chopinowski organizowany przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina w Warszawie. Do przejścia są 3 etapy. Ostatni to finał grany z orkiestrą. Udało mi się dostać do tego finału. Zagrałam koncert e-moll z orkiestra i było to dla mnie spełnienie marzeń i z tego jestem najbardziej dumna. Oprócz tego 2 lata wcześniej byłam w Bułgarii na Konkursie Chopinowskim na którym zostałam laureatką.
M.G.: A spośród dzisiejszego repertuaru, który utwór jest dla Ciebie najważniejszy?
E.B.: Claude Debussy, gram go już praktycznie od dwóch lat wszędzie gdzie się tylko da, jakoś wyjątkowo cenię tego muzyka. Jest to wymagający kompozytor i właśnie wymagający rodzaj muzyki, bo trzeba mieć i dobry fortepian i dobrą akustykę i też zwracać uwagę na najmniejsze detale. Stawiam na Debussiego.
M.G.: A jakieś plany, marzenia?
E.B.: Z mojego doświadczenia i doświadczenia moich starszych kolegów wiem, że w naszym zawodzie lepiej jest za wiele nie planować. Dużo bowiem zależy od jakiegoś przypadku i szczęśliwych okoliczności. Myślę, że nie będę zbyt oryginalna, już od dzieciństwa marzyłam o Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim. Zajęcie jakiegoś miejsca daje duży start, otwiera wrota do różnych miejsc. Wiadomo chciałoby się zagrać na różnych salach świata, czy to w Paryżu, czy w Wiedniu, można te miejsca mnożyć i mnożyć.
M.G.: Dziękuję bardzo za rozmowę. Pozostaje mi życzyć tego niezbędnego szczęścia o którym rozmawiałyśmy, a w przyszłości udziału w Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *